Internet na Ścianie Wschodniej
Tym razem opiszę chamstwo, z jakim człowiek się styka ostatnio coraz częściej. Może nie był to zbyt konkretny lead, ale powoli wyjaśnię o co chodzi. Mianowicie, wcześniej pisałem o moich potyczkach w sprawie podłączenia do Internetu. Mogę się powtórzyć, ale nie to jest najważniejsze.
Zaczęło się parę miesięcy temu…
Otóż, mieszkam w mieścinie, która nazywa się Szczebrzeszyn (tak, to miasto naprawdę istnieje, nie jest to tylko z wiersza Brzechwy! Nie wierzysz, to sprawdź na mapie). Jedynym medium udostępniającym połączenie z Internetem jest DSL albo znana wszystkim Neostrada. Na tym pierwszym bazuje kilka sieci (w większości są to LAN-y skonstruowane w blokach). Jest również kilka WAN-ów (WiFi). Do jednego z nich (szefa od razu nazwałem „Szczebrzeszyńskim Gorionem”; nie wiem do końca dlaczego, ale jak raz do niego pasuje) jestem przyłączony, teoretycznie o przepustowości 512kbit/s.
Dysponuję własnym sprzętem (D-Link DWL 520+ i anteną BiQuad własnej produkcji), który w typowym użytkowaniu sprawuje się bardzo dobrze.
Zacznijmy od kilku ustaleń: Według Szczebrzeszyńskiego Goriona Internet to:
- WYŁĄCZNIE przeglądarka internetowa (czytaj: port 80)
- FTP służy do przesyłania filmów
- Wszystkiemu jest winny słaby zasięg
- Mam źle skonfigurowany system
- Mam zwaloną kartę sieciową
Popunktowałem, żeby było Tobie łatwiej czytać i mnie logiczniej myśleć, bo wyczuwam, że to będzie długi monolog.
-
To mnie rozbraja. Upload przyzwoity (chociaż ostatnio nie, ale o tym później), ale WYŁĄCZNIE na porcie 80. Próbujesz wysłać sobie stronkę przez FTP albo posiedzieć na SSH – możesz pomarzyć. Cudem udało się osiągać upload powyżej 10kB/s pomimo, że serwery, z których korzystam dysponują kilkoma niezależnymi łączami o przepustowości 7GB (słownie GIGABAJTÓW) na sekundę. A mnie wszystko muli. Przy połączeniu z innym serwerem: to samo. Ostatnio może coś się polepszyło, ale 5kB/s różnicy mi wielkiej nie robi. Trzeba dodać przede wszystkim stabilność połączeń, ale o tym na deser.
-
Autentycznie. Kiedyś, korzystając z tzw. „kafejki”, którą SG oficjalnie prowadzi (obecnie: często nieczynna) słyszałem rozmowę, w której SG komuś tłumaczył, że FTP służy do przesyłania filmów… Nie będę tego komentował, bo mi szkoda nerwów…
-
Dziwnym trafem, zasięg mam zawsze taki sam, a transfery/stabilność dosłownie „skaczą”. Fakt, w lecie moją antenę zasłaniają liście rosnącego nieopodal drzewa, ale w „zimie”, kiedy tych liści nie ma, sytuacja jest taka sama (powiedziałbym, jeszcze gorsza, sic!).
-
Tym byłem najbardziej zaskoczony… Konfiguracja nie zmieniała się zbytnio, a jeśli już, to ze względu na inne modyfikacje w moim systemie. Ale, co ciekawe, wszystko działało DOKŁADNIE gdy odpaliłem Kubuntu z LiveCD, które obsługuje moją kartę. O tym, że SG gapił się w monitor jak sroka w kość podczas uruchamiania Linuksa, nie wspomnę. Swoją drogą, zastanawia mnie, co by było, gdyby przyszło mu skonfigurować zwykłą kartę sieciową przez ifconfig. Tfu, o czym ja w ogóle mówie, skoro nie ma nawet pojęcia o otwieraniu konsoli…
-
Na początku ustalmy jedną rzecz: SG twierdzi, że adresu MAC nie da się w żaden sposób zmienić. Dostałem w wakacje inną kartę do sprawdzenia. Byłem pewien sprawności swojego D-Linka, więc zrobiłem inaczej. Przepisałem adresy (MAC i IP) do swojej karty i… wszystko śmigało jak burza. O czym my w ogóle rozmawiamy?!
Pisałem jakiś czas temu o osobie, która konfigurowała bramkę ze squidem. Pal licho z tym gościem, ważne, co teraz się dzieje.
Mianowicie, stabilność mojego łącza spadła tragicznie; zestawienie jakiegokolwiek połączenia graniczy momentami z cudem. O transferach nie wspomnę. Najgorsze jest jednak to, że na moje zarzuty udzielają odpowiedzi SOA#1 („Dziwne, u mnie wszystko działa”).
Wcześniej (jakiś tydzień temu) miała miejsce konserwacja czy coś innego. Nie mój problem, moim problemem jest często wysyłanie czegokolwiek przez FTP na czas. Od tamtej pory nawet wylistowanie zawartości katalogu graniczy z cudem…
Tak samo jest z wysyłaniem plików przez POST, połączeniami SSL. Normalnie człowieka coś bierze.
Na domiar złego, o planowanej konserwacji NIKT nie został wcześniej powiadomiony. Miałem coś ważnego do wysłania i myślałem, że mnie coś weźmie. Dopiero po 22. coś zaczęło działać. Gdyby nie ping -t, to bym się w ogóle nie dowiedział. W pierwszej chwili wyglądało, jakby naprawdę coś się poprawiło. Nic nie trwa wiecznie i bajka się skończyła…
Dodzwonić się do nich nie da na podany w umowie numer, o różnych porach. Miałem dzwonić jeszcze o tzw. nieprzyzwoitej porze, ale również sfrustrowany brat powstrzymał mnie.
Za to, niejako przypadkiem, wybraliśmy się z kumplem do siedziby SG. Cudem udało się ich zastać (bo na ogół jest nieczynne, a oni ponoć w terenie). Kumpel miał jakiś problem z anteną, pal licho.
Skończył z tą anteną, przyszła kolej na mnie. Nadmieniam, iż to była to bodajże moja dziesiąta interwencja w sprawie kiepskiej stabilności.
Razem ze Szczebrzeszyńskim Gorionem był jego wierny sługa, nazwijmy go Zdzichu. Nie będę abstrahować, bo pierdoły związane z jego tematem są również ważne. Zdzichu cierpi na bardzo poważną chorobę. Naprawdę poważną… Jego przypadek jest szczególnie ciężki. Co to za choroba? PPM na pulpicie i Odśwież. Za każdym razem, gdy to widzę, to mam ochotę wytarzać się po podłodze ze śmiechu… PPM, Odśwież. I drugi raz to samo… Nie wiem, co chłopak chce przez to osiągnąć, ale przynajmniej mam dzięki temu jakąś radochę w życiu. Zastanawia mnie tylko, co by było, gdyby ktoś menu kontekstowe pulpitu zablokował. Tak samo, jak w przypadku Szczebrzeszyńskiego Goriona, on również nie posiada jakiegokolwiek stopnia wtajemniczenia w dziedzinie ornitologii (czytaj: Linux – coś takiego jest).
Powracając do tematu: często, gdy SG nie ma w siedzibie, to Zdzichu siedzi za biurkiem, odświeża sobie pulpicik i przyjmuje niewspółmierne do jakości pieniążki „za Internet”.
Ostatnio sytuacja bardzo sie zmieniła, Zdzichu jeździ u boku swojego „mistrza” do ludzi w celu ustawiania ich anten.
Razem z SG ma mnie już pewnie serdecznie dość, ale dziwie im się, bo moje reklamacje są IMHO w pełni uzasadnione.
Co było dalej? Prosto z mostu: niech „coś” z tym zrobią. W ogólnym uproszczeniu, wyszło na to, że „sprawdzą” (w co raczej nie wierzę)…
Dlatego przestrzegam innych: załatwiacie sobie przyłącze do Pajeczyny? Sprawdzcie u innych jak to wszystko działa.
Zapomniałem pewnie o paru rzeczach, będę dopisywał jak coś.
PS. Ad. mojego kumpla, z którym przyszedłem: Była godzina około 11:00 przed południem. Dostał odpowiedź, zaraz przyjedziemy. Do końca dnia nie przyjechali, nie wiem, czy przypadkiem dzisiaj nie przyjechali, w co wątpie.
Popunktowałem, żeby było Tobie łatwiej czytać i mnie logiczniej myśleć, bo wyczuwam, że to będzie długi monolog.
I jednak jest…
Ale kaszana .