Zaczynam zastanawiać się, czy nie zaostrzyć licencji, na której publikuję wpisy/artykuły… Dlaczego? Otóż, przez pewien czas było wszystko ok, dwa artykuły wylądowały nawet na eioba.com. O ile coś takiego toleruję, bo jest to raczej pozytywna inicjatywa, to innej nie zniosę…
Mianowicie, zaplecza pozycjonerów. Przeglądam sobie czasem odnośniki przychodzące w statystykach, ostatnio zacząłem dostrzegać coś dziwnego – kopiowanie CAŁYCH wpisów na inne serwisy, łącznie z formatowaniem, obrazkami, dosłownie znak w znak. I to tylko opatrzone dodatkowo: „link do oryginalnej publikacji”. „Uznanie autorstwa” uznane? Uznane. Sorry, ale po kiego grzyba coś kopiować dwa razy? Nie mam zamiaru pomagać pozycjonerom w tworzeniu farmy linków, podnoszenia PR stronom, o których istnieniu nie mam nawet pojęcia, a może nawet sprzecznym z moją ideologią!
Zaczynam dochodzić do wniosku, że Creative Commons jest zbyt liberalne, owszem – trzeba działać dla dobra innych, na tym opierają się przecież zasady współżycia społecznego… Ale primo: czy jest sens powielania czegoś dwa razy? Cieszy mnie, jeśli moje wpisy pomogą choć jednej osobie. Secundo: dlaczego ktoś ma podnosić range swojego serwisu w wyszukiwarkach cudzymi tekstami, skopiowanymi w całości…? Średnio na każdą notkę poświęcam co najmniej jedną godzinę swojego czasu – na przewertowanie materiałów, przygotowanie zrzutów, linków, często i przetestowanie danej aplikacji/rozwiązania. A pseudopozycjoner sobie w bocie (na przykład adder)wyklika regułkę, skopiuje cały artykuł i ma resztę w nosie.
Wychodzę z założenia, że jeśli coś jest dobre, to nie potrzebuje reklamy – samo się wypromuje – czy ktoś z Was nie zna np. płynu do naczyń Ludwik, serwera Apache, czy Wikipedii? Jeśli ktoś je reklamuje, to naprawdę bardzo mało, a i tak odnoszą sukces.
Tak samo z pozycjonowaniem… Zauważyłem, że ostatnimi czasy naprawdę ciężko jest znaleźć np. jakąś aplikację, bo zamiast na stronę z programem, to trafiam na n-dziesiąt katalogów, które służą tylko za zaplecze i poszukiwania kończą się na jakiejś zaparkowanej domenie, która znowu ma jakąś beznadziejną wyszukiwarkę i nic więcej… Renomowane katalogi, typu Softpedia, czy Tucows, które wyrobiły swoją markę na przestrzeni lat są chyba jedynym ratunkiem…
Wracając do tematu – z podobną sytuacją miał nieszczęście się spotkać Florian Balmer, twórca Notepad2. Ktoś wykorzystał kod edytora do „stworzenia” Notepad3, który różnił się tylko notką o autorze… Cała sytuacja doprowadziła do tego, iż autor poważnie rozważał zamknięcie kodu programu i rozwijanie go poza społecznością.
Znamienne okazało się jednak zdanie, które wypowiedział po wielu listach użytkowników:
A general opinion is that I should not punish the open source community for the offence by one single person.
Wiedzą ludzie powinni się dzielić, inaczej nie byłoby szkół, uczelni, itp… Zawsze ktoś to doceni, zdarzają się czasem miejsca w sieci, którym jednak moje artykuły pomagają. I to bardzo cieszy.
Ale czy w ten sposób, że bezduszny robot działa tylko dla pozycjonera, który oprawi mój tekst w kilka boksów reklamowych nawet go nie czytając…?