Weekend z piecykiem
Sobota. Upragniony, po piątku, dzień. Jeden dzień całkowitego spokoju (nie licząc sprzątania i wypadków losowych), oddechu i odpoczynku. Przypomniałem sobie, co tak naprawdę lubię, bo w ciągu tygodnia roboczego nie bardzo jest jak posiedzieć na PC-cie, „porzępolić” (inaczej, pograć na jakimś instrumencie) czy zająć się czymś innym i co najważniejsze – NA SPOKOJNIE.
Była jeszcze imprezka odpustowa w pobliżu. Mało ludzi było, bo w okolicy są „Chmielaki” i dużo towarzystwa pewnie się tam wybrało. Ale na szczęście – nie wszyscy.
Bardzo dawno zacząłem robić sobie trochę lepszy sprzęcik grający, bo obecnego (malutkie głośniki, które kiedyś dołączano do kompów) takim nazwać się za bardzo nie da. Postanowiłem więc zrobić coś tanim kosztem. Trochę łażenia po moim miasteczku i znalazłem – dwa głośniki 2x75W za 20zł :D. Co po głośnikach bez obudowy? Wystarczyło się rozejrzeć i znalazłem kilka drewnianych płyt na odzysk oraz trochę styropianu. Parę dni cięcia oraz mazania i były już jako takie kolumny.
OK, głośniki są, ale nie ma „piecyka”. W mieście, gdzie mieści się moja obecna szkoła, znajduje się sklep elektroniczny. Znalazł się tam zestaw 2x35W. Niby niewiele, ale dla mnie to zawsze więcej niż to, co jest. Zmontowałem (ach, ten zapach kalafonii :D), jednak nie miałem z czego odpalić. Na początku próbowałem ruszyć z zasilacza od kompa, ale wzmacniacz „trochę” się wykładał przy niższych tonach…
Pobuszowałem po naszej Sieci i znalazłem schemat zasilacza symetrycznego, którego potrzebowałem. Trafo 2x12V 100W i cztery elektrolity 4700 mikro. Tutaj płytki nie dali, więc trzeba było się z nią samemu męczyć. To była jednak trochę dłuższa historia, ale udało się :D.
Po zmontowaniu „na pająka” zaczęło działać. Wziąłem chyba za słaby transformator – dalej troszkę łupiło na maksymalnej głośności. Drobna regulacja pokrętłem i udało się odzyskać w miarę przyzwoity dźwięk.
Ale po jakimś czasie, w nieznanych mi okolicznościach dowiedziałem, się, że mój piecyk się… zadymił. No to fajnie… Oględziny – zjarał się jeden tranzystor i opornik. Wymienione. OK, boot i… znowu się dymi. Widocznie coś więcej odmówiło posłuszeństwa.
Teraz nie ma za bardzo kiedy się tym zająć. Weekend krótki jest w porównaniu z całym tygodniem. Trzeba poczekać do następnego :]