„Grzejnik”
Heh… Czasem tak bywa, że gdy człowiek musi się czegoś uczyć, to idzie mu to opornie. Gdy już nie musi, to
„potrzeba” douczenia sama się budzi. Tak to bywa i z muzykowaniem. Cztery lata w PSM jednak nie były zmarnowanymi. Fakt, trzeba się było wyrzec pewnych rzeczy, bo zajęcia były popołudniami (o ćwiczeniu nie wspomnę), ale się opłacało. Nuty – to, co dla większości wydaje się czarną magią jest dla „wtajemniczonego” czymś zupełnie najzwyklejszym, jak np. książka czy gazeta. A samo czytanie (tak, nuty się właśnie czyta!) po latach ćwiczeń staje się wręcz przyjemnością taką samą, jak przeczytana książka. No, pomine tu przypadki ekstremalne takie jak zapis Poloneza As-Dur Fryderyka Chopina
Za to podziwiam prawdziwych wirtuozów, którzy potrafią z tego cudeńka wydobyć cały jego kunszt. Mam tu na myśli grupę Motion Trio. To, co „wyczyniają” jest nie do opisania – to trzeba po prostu usłyszeć…
Teraz dopiero zrozumiałem czym naprawdę jest akordeon… Zatytułowałem ten wpis „grzejnik”, bo „rozłożony” akordeon przypomina kaloryfer :). W klasie było nas może 6 osób podczas, gdy na gitarę było zapisanych kilkakrotnie więcej uczniów. Za pospolite? Nie można tak uznać. Aby nauczyć się grać trzeba poświęcić dużo wysiłku po to, aby nauczyć się najpierw wydobywać dźwięk, potem grać, a na samym końcu muzykować. To nie są te same pojęcia. Uzyskanie każdego stopnia wtajemniczenia wymaga kilku, czasem kilkunastu lat. Wiele osób mówi, że nie ma słuchu do muzyki. Jak nie ma? Każdy słyszy, jest to jedynie kwestia wyświczenia zmysłu.
To trochę taki refleksyjny wpis, ale cóż – zaczyna się kolejny rok szkolny, już w nowej szkole i w głowie zaczynają się roić wspomnienia z dawnych lat. Chciałbym tu podziękować p. J.G. za cierpliwość i ogólnie wszystko. Więcej takich nauczycieli być powinno.
Jeszcze coś off-topic, dla niektórych niezadowolonych z moich wpisów. Powiem krótko: nikt nie każe Wam czytać tego, co tu piszę. Nie chcesz, nie czytaj – proste. Oszczędzisz mi tylko limitów transferowych.
Ciekawy wpis… ja tam powiem, że taki melancholijny z deka, jak się człowiek wczyta, ale idzie przeczytać :D.