Uczciwość?
Żyjemy w ciężkich czasach. Czasach, w których największe cnoty spadają do rangi poniewieranych jak szmata do podłogi. Choćby uwzględniając aspekt piracenia. Wspomnę swoją wczorajszą rozmowę z kumplem. Pyta się mnie, czy mam MS Office’a. Ja mu mówię, że OpenOffice. A on mi na to, że nie, że nie chce; tylko MS-a. To ja dalej wałkuję rozmowę: z jakiego powodu nie chcesz OO? W odpowiedzi usłyszałem, że razem z pakietem przybłąkał mu się wirus i poza tym, nie może czegoś tam zrobić… Pytam się: którą ma wersję, on nie wie… Chciał otworzyć prezentację w PowerPoincie, to ja mu mówię, że Impress bez problemu importuje prezentacje utworzone nawet w MSO 2k3. Nie przekonałem go.
O czym więc mówić? Ludzie mają dziesiątki okazji by nie piracić, są alternatywy, ale pomimo to – wolą spać z ryzykiem (celowo nie napisałem z myślą) tzw. „nalotu”. Porównując możliwości OO vs. MSO, to różnic wielkich nie zauważyłem, no może za duże paddingi w menu ;P. Gdzie my żyjemy? Samo działanie dla idei przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, liczy się tylko kasa. Dlatego jestem pełen podziwu dla ludzi zaangażowanych w rozwój aplikacji OpenSource; za to, że poświęcają swój czas.
Ale paradoksem, który to wszystko kompletnie przekreśla są… użytkownicy. Paweł Tkaczyk napisał trochę więcej na ten temat. Wręcz załamał mnie pewien komentarz (odnośnie ODT):
(…)i oczywiście jak na złość poszukiwania programu zdolnego otworzyć to cudo zajęły mi więcej czasu niż sama praca związana z tym dokumentem:|. Niestety, ale jeśli dzięki takim „genialnym” rozwiązaniom mam oszczędzać czas i nerwy,(…)
Jaki nasuwa się wniosek? Ludziom po prostu się nie chce:
Chcę się zapytać ile autor tej wypowiedzi wcześniej poświęcił czasu na zakup M$ Worda lub przekopiowanie nielegalnej kopii, gdyby wtedy od razu zainstalował openoffice nie miał by teraz problemów z wiąkszością standardów tekstowych i nie tylko. A wstręt małej części użytkowników komputerów do google itp nie może być powodem do narzucania korzystania z zamkniętych drogich rozwiązań.
Nadmienię tu, iż na tego bloga trafiłem przy okazji przeglądania profilu MyBlogLog w trakcie pisania notki.
Wracając do tematu…
Tak mnie zastanawia, ile jeszcze musi upłynąć czasu, aby ludzie zdjęli sobie wreszcie klapki z oczu, by ujrzeli, że tak naprawdę płacą za coś, co mogą mieć za darmo…
Owszem, niektóre aplikacje są niezastąpione, za nie trzeba i warto zapłacić (np. profesjonalne aplikacje do grafiki czy DTP), ale to nie oznacza, że nie ma czegoś innego, co by oferowało chociaż namiastkę tego, co dają nam komercyjne aplikacje. I tak szary użytkownik nie wykorzysta nawet 50% ich możliwości…
Amerykę odkrył
.