eRIZ's weblog

PHP, webdesign, Linux, Windows i inne, bo nie samym chlebem człowiek żyje

Windows 7 – odrobiona praca domowa

Stali Czytelnicy webloga pewnie wiedzą, że Uniksy do pracy na desktopach się nie nadają (Maców nie lubię, a z Uniksami za dużo kombinowania przy prostych rzeczach) i na co dzień korzystam z Windows. Świadomie.

Od premiery Windows XP minęło blisko 9 lat, o Viście nie chciałem nawet słyszeć, ale już podczas publikacji bet przyglądałem się, jak brat testował nowe dziecko Microsoftu. Od czterech miesięcy również i ja katuję Windows 7 na swojej maszynie.

Z góry zaznaczam – tekst dość mocno subiektywny. ;) Jeśli coś było w Viście, a dopiero teraz to zauważyłem, to cóż. Przepadło. ;)

Na starcie.

Na notebooku raczej rzadko restartuję system (średnio co 4-5 dni), więc czas startu/odhibernowania systemu jest dla mnie raczej mało istotny. Ekran logowania też jest tylko po to, aby zasłaniał co trzeba przed niepowołanymi.

Z nowości pewnie najbardziej rzucającą się w oczy zmianą jest nowy pasek zadań i interfejs. Zacznę od tego drugiego – no po prostu mi się podoba, czasem człowiek dla odprężenia pobawi się okienkami, żeby tak ładnie poznikały i się pojawiły (no co, geek też musi mieć swoje małe radości ;)). No i najważniejsze – wreszcie to jakoś wygląda. Fakt, WXP też miał już pewien postęp w stosunku do poprzedników, ale wreszcie to po prostu wygląda (nie podobały mi się style z WXP za bardzo). O ile w starszym bracie siódemki to zżerało nieco zasoby, to pod W7 po prostu tego nie czuć. Szklane efekty praktycznie wcale nie absorbują procka. Co do paska zadań: w Sieci widziałem wiele głosów, które zrzędziły na tę nowość, ale to jest tak samo, jak ze wszystkim – ludzie muszą zmienić przyzwyczajenia, żeby potem to chwalić, jak było ze wstążkami (choć momentami bywają one uciążliwe).

Jeśli o mnie chodzi, to nowy pasek zadań składający się z samych ikon za bardzo mi nie podpasował – pracuję często z dużą ilością różnych (albo i takich samych) okien i po prostu identyfikacja konkretnego obiektu bez podpisu zajmowała jednak nieco czasu. Na szczęście, da się to przestawić tak, aby wyglądało podobnie jak w WXP, czy Viście. Na plus trzeba na pewno zaznaczyć możliwość przypinania programów oraz porządkowania przycisków przez metodę przeciągnij i upuść.

Diabeł tkwi w szczegółach

Jak zwykle. ;) Do tej pory nie mogę się nadziwić, co oni tam w Microsofcie zrobili, że po najechaniu na przycisk aplikacji na pasku zadań, jest wyświetlany podgląd aplikacji. Tak, było to w Viście, ale w Siódemce podgląd w czasie rzeczywistym praktycznie wcale nie absorbuje procesora. Myślałem początkowo, że aplikacje działające w trybie nakładki będą pomijane, ale okazuje się, że system wpycha podgląd całości aplikacji w dymek. No i wreszcie nie potrzebuję aplikacji TaskSwitch XP, aby wygodnie przełączać aplikacje przy użyciu kombinacji Alt+Tab. Nie wiem, czy w Viście było coś takiego, ale przydają się również przyciski dodawane przez aplikacje w dymku. Np. w AIMPie są to przyciski sterowania.

Kolejnym dość często pomijanym szczegółem są usprawnienia w GUI. Początkowo po prostu o nich nie wiadomo, najczęściej człowiek dowiaduje się o nich przypadkiem. I przyznam, że jak od 10 lat pracowałem z systemami z rodziny Windows, dopiero od siódemki zacząłem odczuwać tę przyjemność użytkowania oprogramowania jak w przypadku Photoshopa – ciekawe funkcje odkrywa się dosłownie przez przypadek i jeśli się nauczy z nich korzystać – przyspieszają/ułatwiają pracę.

Np. od Siódemki znacznie została rozszerzona funkcjonalność klawisza Win. Opiszę kilka kombinacji, które do tej pory udało mi się odkryć:

  • Win+0…9 – czyli przełączanie aplikacji na pasku zadań licząc N od lewej. Jeśli przycisk jest zgrupowany – wystarczy użyć kilka razy i puścić klawisz Win.
  • Win+X – Windows Mobility Center – mała aplikacja, która umożliwia szybką zmianę np. głośności, jasności wyświetlacza, etc.
  • Win+strzałki kierunkowe – jedno z kilku przypadkowych odkryć – umożliwia zmaksymalizowanie, przyklejenie do bocznej krawędzi ekranu, czy też zminimalizowanie aktywnego okna.
  • Win+B – szybki dostęp do traya. Przyznam, że tego skrótu mi najbardziej brakowało.

Fakt, jest jeszcze inny przycisk pokaż pulpit, ale ja praktycznie z niego nie korzystam gdyż pulpit widuję bardzo rzadko (sic, nie mam ani jednej ikonki :P).

Przydatne jest również informowanie o postępu procesów w aplikacjach przez powiadomienia zielonym kolorem na pasku zadań. Nie wszystkie aplikacje jeszcze z tego potrafią korzystać, ale jest coraz lepiej. ;)

Tak a’propos Win+strzałki – wystarczy przeciągnąć okno do górnej krawędzi i upuścić, aby je zmaksymalizować.

Przydatne bajery

Usprawniona obsługa zewnętrznych wyświetlaczy. Mała rzecz, a jednak cieszy. Wkurza tylko, że po podłączeniu zewnętrznego wyświetlacza wszystkie zmaksymalizowane okienka są dziwnie wymiarowane. No i przydałby się osobny pasek zadań. ;)

I wreszcie ktoś zrobił porządek z obsługą różnych urządzeń w systemie. W jednym miejscu, w jednym oknie, po prostu działa. Tak samo z Bluetooth. Przy dobrych sterownikach (ja mam chipset Widcomm) użytkowanie urządzeń o niebieskim zębie jest wreszcie wygodne.

Jedną z dla mnie najważniejszych rzeczy, to wbudowana obsługa tabletu. Korzystam z już dość leciwego Pentagrama Quadpena i przyznam, że został wzorowo obsłużony. Żadnych zewnętrznych sterowników, kilka sekund i wszystko działało bez najmniejszych problemów. Nie wiem, jak jest z nowszymi, ale przyznam, że baza sterowników dla różnego typu urządzeń jest naprawdę spora i nie sądzę, abym w jakimkolwiek Uniksie miał taki luksus (uściślając: tablet jest dość krnąbrny – aby działał w Linuksie, było wymagane patchowanie jądra i instalowanie kilku zewnętrznych modułów – krótko mówiąc: masakra). Do ideału brakuje tylko konfiguracji śledzenia piórka: względnego i bezwzlędnego. O ile w przypadku jednego ekranu to nie przeszkadza zbytnio, to przy dwóch wyświetlaczach pewna część tabletu się po prostu marnuje.

Z ostatnich rzeczy wartych wspomnienia jest tryb XP. Na szczęście, w ramach MSDNAA dali system, który się kwalifikuje do odpalania zwirtualizowanego systemu. Przyzwyczajony do konwencjonalnych wirtualizerów myślałem, że będzie to dość leciwie chodzić. Jakie było moje zaskoczenie, że zżera mniej zasobów niż wystartowany surowy system oraz że aplikacje są instalowane tak, jakby były powiązane z systemem-matką…

„Tradycje”

Niestety, nadal jest tak, że:

  • niektóre aktualizacje potrafią przymulić/zdestabilizować system, ale chyba jest to problem każdego OS-u
  • zaraz po instalacji trzeba niektóre bzdety powyłączać – np. usługę indeksowania, autostart na dyskach, UAC (w moim przypadku tylko utrudnia pracę zamiast ją zabezpieczać)

Finito

Tak jak ostrzegałem – wpis mocno subiektywny, pewnie niektóre rzeczy powieliłem, starałem się opisać te, o których po prostu się nie mówi i zdementować plotki.

Dlaczego wspominam o tych ostatnich? Widziałem niedawno materiał w Sieci, w którym ktoś jeździł po Windows 7 tylko dlatego, że wymagało to zmiany niektórych przyzwyczajeń użytkownika. A jak jest naprawdę? Jak ze Śledzikiem na NK – poględzą, poględzą, się przyzwyczają.

7 komentarzy

dopisz swój :: trackback :: RSS z komentarzami

RSS z komentarzami :: trackback

Skomentuj

Możesz używać znaczników XHTML. Dozwolone są następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Wszystkie komentarze przechodzą przez moderację oraz filtry antyspamowe. Nie zostanie opublikowany komentarz, jeśli:

  • Jego treść obraża kogokolwiek.
  • W treści znajdują się wulgaryzmy i słownictwo ogólnie uznane za nieprzyzwoite.
  • Mam wątpliwości co do autora wpisu (Wszelkie anonimy są kasowane - niezależnie od zawartości - wpisz prawdziwy e-mail. Jeśli usunąłem, Twoim zdaniem, komentarz niesłusznie - daj znać). Zdarza się, iż sprawdzam kim jest komentujący.
  • Zawiera jakąkolwiek formę reklamy.

Szufladka